Dzisiejszy dzień zapowiadał się fajnie. Niedziela trochę więcej czasu dla zwierzaków. Jednak spacer popołudniowy zamienił się w udrękę dla Figi i dla mnie. Sobota i niedziela to czas dłuższych spacerów a więc i zwiedzanie nowych i starych miejsc. Wypuściliśmy się na spacerek w kierunku Romera znana trasa nic nowego. W drodze powrotnej na wysokości stacji benzynowej Figa wpadła w panikę. Ogon podkulony, przerażenie w oczach, przednie łapy podkulone gotowa do czołgania się po chodniku. W pierwszej chwili nie wiedziałam co się stało. Ja nie zauważyłam niczego, co mogłoby ją doprowadzić do takiej paniki. Nie mogłam jej utrzymać na smyczy. Zaczęłam sama nadsłuchiwać, startujące samoloty w oddali to nie było to, motor nie przejeżdżał, wiatr jeszcze nie był tak silny, żeby była taka przerażona. Po chwili udało mi się wyłapać dźwięk, który zepsuł nam spacer. Na stacji benzynowej właściciel trzepał dywaniki samochodowe.
Wyprowadzenie Figi ze stanu przerażenia i totalnej paniki jest bardzo trudne. Uspakaja się dopiero w domu. Zostałam przeczołgana przez nią aż do Megasamu. Zła na nią, na siebie, że nie mogę jej pomóc i na faceta od samochodu. Bezradna. Chciałam jej pomóc ale ona zupełnie odcięta od rzeczywistości nie reagowała na komendy. Jej oczy mówiły tylko "uciekać".
Przy sklepie zauważyłam starszą Panią poruszającą się z trudem o lasce, która coś mówiła. Zajęta psami nie zauważyłam, że Ona zwraca się do mnie. Dopiero za drugim razem jak się zwróciła do mnie usłyszałam "Bardzo Pani zazdroszczę, że ma pani dwa pieski. Ja też tak bym bardzo chciała ale jestem już za stara i chora. A to wspaniali przyjaciele" Cała złość ze mnie spłynęła. Na koniec Pani życzyła nam dożo zdrowia i wspólnych wspaniałych chwil.